Kiedy mówimy o krajach misyjnych, zwykle mamy na myśli kraje Afryki, Azji, czasem Ameryki Południowej, może Albanię lub Ukrainę, ale na pewno na tej liście, nie pojawiłoby się takie państwo jak Węgry. Jest to kraj Europejski, choć nie graniczący z Polską, to jednak położony bardzo niedaleko, na podobnym poziomie gospodarczym; miasta nie różnią się wyglądem od naszych: sklepy, supermarkety, hotele, kina, teatry… Transport czy turystyka są rozwinięte nawet bardziej niż u nas.

Po co więc mielibyśmy tam jechać? Jak mogą wyglądać „misje” w tak nie-misyjnym kraju? Czym tak naprawdę są misje? Nie znam katechizmowej definicji misji, ale jeśli mogę mieć swoją własną to powiedziałabym, że jest to „niesienie Boga innym ludziom”. A Bóg jest Miłością. Dlatego, żeby być  misjonarzem, nie trzeba lecieć na inny kontynent, do ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o Chrystusie, bo miłość można i trzeba nieść wszędzie, tak do Afryki, jak i do sąsiada z ulicy. Tak przynajmniej ja podeszłam do tego wyjazdu. Bez katechez, bez wykładów, bez teorii, po prostu dać świadectwo miłości, wyrażanej w najprostszy możliwy sposób – przez uśmiech, przez obecność, troskę, przez poświęcenie swojego czasu, pomoc, przez to, że chciało nam się zrobić coś dla innych… I myślę, że to się udało.

Za to wszystko, za ten niesamowity czas posłania przez WMS, spędzony ze wspaniałymi wolontariuszami: Magdą, Martą, Karoliną i Pawłem, za każdy dzień naszego wspólnego pobytu w Galgahévíz – chwała Panu!

/-/ Helena Kmieć
Region Mikołów  WMS
Galgahévíz, Węgry 2012

Zobacz Zdięcia

 

WMS: Misje to nie tylko kraje trzeciego świata