[tab]
[tab_item title=”OPIS”]
Pośród wielu miejsc posłania z ramienia Wolontariatu Misyjnego SALVATOR, w minione wakacje po raz pierwszy znalazły się Brzozdowce na Ukrainie, gdzie grupa siedmiorga wolontariuszy podjęła się nietypowego i niełatwego zadania: wyremontowania wnętrza kościoła w Starym Rozdole. Budynek ten, odebrany przez władzę komunistyczną Kościołowi, na przestrzeni ostatnich kilku dekad służył m.in. za łaźnie i magazyny.
Gdy ostatecznie przywrócony mu został jego pierwotny czyli sakralny charakter, wymagał odnowienia. Miesiąc ciężkiej pracy pozwolił przygotować oraz pomalować ściany, sufity, ławki i podłogi. Wciąż jednak remontu potrzebuje zewnętrzna część kościoła oraz znajdujący się w pobliżu cmentarz, na którym znajduje się wiele polskich, niezwykle zaniedbanych pomników. Niech świadectwo jednej z uczestniczek wyjazdu będzie dla kolejnych wolontariuszy zachętą do udania się w to miejsce. Parafia Brzozdowce z jej proboszczem, ks. Damianem Pankowiakiem czekają!
/-/ ks. Paweł Fiącek SDS, opiekun WMS
[/tab_item]
[tab_item title=”ŚWIADECTWO”]
Wszystko zaczęło się na długo przed dniem wyjazdu (6 lipca br.), gdy grupa „Bożych szaleńców” zdecydowała się na wyjazd na Ukrainę, do miejscowości Brzozdowce. Przygotowani na ciężką pracę oraz piękną przygodę wolontariusze: Ania, Basia, Kasia, Ada, Aldona, Adrian i Piotrek, posłani przez Ojca Prowincjała, z radością w sercu odpowiedziała na wezwanie Jezusa: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). Nasza posługa miała polegać na wyremontowaniu kościoła. Nikt z nas nie wiedział dokładnie, jak to ma wyglądać, nie znał szczegółów; jednak wiedzieliśmy, że zostaliśmy zaproszeni do swoistego budowania Królestwa Bożego.
Po licznych przystankach i przygodach, późnym wieczorem przybyliśmy na miejsce. Dopiero rano spostrzegliśmy jaka to piękna miejscowość. Małe miasteczko z malowniczymi polami, łąkami, kwiatami, różnorakimi zwierzętami. Jednak nie te krajobrazy były dla nas najważniejszym elementem tego miejsca. Na pierwszym planie było Sanktuarium Podwyższenia Krzyża Świętego. W tym malowniczym kościele mogliśmy codziennie spotykać się z naszym Stwórcą w adoracji i Eucharystii. Dzięki temu mogliśmy wziąć za swoiste motto słowa św. Ignacego Loyoli: „Módl się tak jakby wszystko zależało od Boga, a działaj jakby wszystko zależało od Ciebie”.
Planowany remont kościoła w Starym Rozdole wydawał się zadaniem, które powinno pójść „gładko”. Jednak już w pierwszym dniu uświadomiliśmy sobie jak bardzo byliśmy w błędzie. Czekała nas naprawdę ciężka praca. Lecz z Bożym zapałem wzięliśmy się za pomoc w stawianiu rusztowań, sprzątaniu, zaklejaniu ławek, a ostatecznie szpachlowaniu. Przez długi czas czekała nas żmudna czynność przygotowania ścian pod malowanie. Chyba nikt nie przypuszczał ile cierpliwości i bolących rąk wymaga taka praca. Odetchnieniem dla nas był czas radośnie spędzanych przerw oraz wspólnej modlitwy. Po powrocie do Brzozdowców – po jakże dziurawych ukraińskich drogach – mieliśmy czas dla siebie. Jak był zagospodarowany? Wpierw braliśmy się za przygotowanie posiłku. Następnie mieliśmy Eucharystię, adorację lub nowennę i dopiero wtedy, napełnieni Duchem, szliśmy na długą obiadokolację. Wieczór – każdy był inny. Jednego dnia byliśmy nad jeziorem, drugiego mieliśmy konferencje prowadzone przez ks. Damiana; innego po prostu radosny odpoczynek. Oczywiście w dni wolne nie mogło zabraknąć wycieczek do Lwowa z licznymi przygodami.
Po prawie dwóch tygodniach skończyliśmy przygotowania do malowania. Ogrom pracy, która przed nami, mógł przerażać. My jednak z jeszcze większą motywacją podejmowaliśmy wysiłek. Malowanie trwało do późnego wieczora ostatniego dnia. Lecz planowane prace zostały ukończone na czas.
Każdy z nas inaczej odczuł ten wyjazd, każdy w inny sposób doznał obecności i opieki Bożej. Dla mnie ten czas był ogromnym błogosławieństwem i łaską zesłaną przez Pana. Dlaczego? Bo moim marzeniem zawsze było wyjechać i służyć; ale też dlatego, że ten wyjazd dał mi wytchnienie. Czułam, że dając swoje siły, radość, nie tylko służę Panu Jezusowi, ale też sama pozwalam Mu się odnaleźć. Jednak czy można znaleźć Boga pomiędzy kłębami kurzu, pyłu i odczuciem ogromnego zmęczenia? Wtedy najbardziej! Tylko obecność Boża w moim sercu pozwalała na radosne przeżywanie tych chwil i dawanie świadectwa tamtejszym mieszkańcom, jak i moim współtowarzyszom. Często brakowało sił, dopadało zmęczenie i praca w grupie stawała się coraz cięższa, jednak dla mnie świadomość tego, po co i dla Kogo to robię, dawała ogromny zastrzyk energii. I choć praca nie szła wtedy sprawniej, to jednak podejmowałam się jej z większą chęcią. Dodatkowo zderzenie indywidualności w grupie stawało się z jednej strony wyzwaniem, a z drugiej ciekawym doświadczeniem wspaniałej inności człowieka. W pamięci pozostaną mi wspólne spacery, rozmowy przy posiłkach, gry, śpiew.
W tym wyjeździe nie było najważniejsze czy dokończymy prace (choć i to było ogromnie ważne), ale to, że młodzież z uśmiechem na twarzy chciała podjąć się pracy w Imię Boże. To właśnie taka postawa pokazuje, co jest najważniejsze. Jestem przekonana, że ten wyjazd sprostał naszym oczekiwaniom. Wierzę też, że my również sprostaliśmy zadaniu. Chwała Panu!!!
/-/Aldona Malinowska, WMS Mikołów
www.misje.sds.pl
[/tab_item]
[/tab]
ZDJĘCIA Z WYJAZDU DO BRZOZDOWIEC