BIlaj „Każda żyjąca dusza jest jako ta świeca, która sama się spala, a innym przyświeca”

/bł. Edmund Bojanowski/

Z tymi słowami głęboko zakorzenionymi w moim umyśle wyruszyłem na wolontariat do Albanii, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądała nasza praca z dziećmi albańskimi, jakie przeszkody mogą nas spotkać, jak w ogóle my jako wolontariusze się zgramy – bo właściwie spotkaliśmy się z niektórymi pierwszy raz w życiu. I spotkało mnie trochę rozczarowanie, kiedy w kolejnych dniach otrzymywaliśmy coraz to trudniejsze, a może raczej cięższe fizycznie zadania przy wycinaniu jakichś chwastów i krzaków. Co prawda byłem o tym poinformowany, ale myślałem, że ta praca będzie jakoś na przemian z animacją, zabawą z dziećmi, ale jednak nie. Nadszedł jeden taki dzień, kiedy Pan dał szczególnie ciężkie 'oschłości, 'kiedy miałem ochotę się zbuntować, powiedzieć sobie 'dość z taką robotą’. Ale na szczęście Pan dał również łaskę do ich przezwyciężenia, którą udało mi się w pewnym stopniu wykorzystać – o ile można to tak ująć. Przypomniałem sobie wtedy słowa, które kiedyś mi ktoś powiedział, z Księgi Judyty, że Pan Bóg chłoszcze tych, którzy się do niego zbliżają. To był najcięższy dla mnie dzień, prawdziwa chłosta, , kiedy musiałem się pogodzić z tym, że wolontariat to nie to, co sobie wyobrażam, ale to, co Pan dla mnie przygotował.

Szczególną pomocą w tego typu chwilach okazała się modlitwa oraz Msza Święta i sakrament Komunii Świętej oraz możliwość spowiedzi. Bardzo spodobała mi się codzienna, poranna adoracja Najświętszego Sakramentu i medytacja fragmentu Ewangelii. Jest to nowa forma modlitwy, z jaką się spotkałem, mimo wcześniejszej lektury Pisma Świętego i troszkę pobieżnego wyciągania wniosków. Także ten szczególny czas pozwolił mi odkryć również braki w mojej modlitwie. Ciekawym doświadczeniem była również lektura 'O naśladowaniu Chrystusa’ Tomasza a Kempisa. I tak właśnie dużym umocnieniem były dla mnie słowa padre Wojtka z jednego z kazań, które zapadły mi głęboko w pamięci, iż wolontariat misyjny polega na tym, ze Jezus Chrystus jest wolontariuszem w naszym życiu i przestawia wszystko tak, jak chce. Gdyby mnie ktoś spytał, co to znaczy, nie umiałbym chyba komuś logicznie odpowiedzieć, ale w następnych dniach tej szczególnej posługi, jaką jest wolontariat, zacząłem w swoim życiu, w każdej czynności, osobie poszukiwać Jezusa, gdyż uwierzyłem, że On jest, czuwa i czeka, aż do Niego przyjdę.

BilajWyjazd na wolontariat umożliwił mi również spotkanie się z kulturą Albańczyków. Odwiedziny u rodzin albańskich, przypadkowa obecność na weselu muzułmańskim, zwyczaj urządzania sjesty w godzinach południowych, opowieści padre Wojtka, wyjazd do sanktuarium św. Antoniego z Padwy to tylko niektóre doświadczenia z pobytu w Albanii.

Co z wolontariatu wyniosłem: chęć wyjazdu za rok, świadomość, że działalność misyjna to nie nauczanie z Pismem Świętym w ręku, ale żywy przykład żywych ludzi, oraz świadomość, że oprócz modlitwy i pieniędzy/pomocy materialnej potrzebne są też ręce gotowe do pracy. „Zrekonstruowałem” też moją modlitwę osobistą – nabrała nowych elementów. Ponadto zrozumiałem, że od pewnych rzeczy uciec nie wolno. Że działalność misyjna dotyczy tak naprawdę każdego chrześcijanina, katolika. I zapewne jeszcze wiele innych plusów się znajdzie, jak niezapomniane wrażenia, zdjęcia i inne, które ujawnią się w późniejszym czasie. Osobiście dziękuję dziś Bogu za łaskę wyjazdu, za te ponad dwutygodniowe rekolekcje, łączące modlitwę z pracą fizyczną. Za szczęśliwy powrót, poznanie tylu wspaniałych osób, ogółem za cały ten czas.

Mateusz Tomaszewski, 19 lat, Dębica

{backbutton}

 

BilajBilaj

Albania: Świadectwo wolontariusza Mateusza Tomaszewskiego